Święto Miłosierdzia Bożego - Kraków-Łagiewniki - 3.04.2005.
Drodzy Bracia i Siostry,
Od tygodnia już Kościół koncentruje się na prawdzie o Zmartwychwstaniu Jezusa. W liturgii Mszy św. tego tygodnia powtarza się jak refren nie tylko prawda o zmartwychwstaniu, lecz co więcej słowa: obchodząc święty dzień zmartwychwstania Pańskiego. Przez cały ten tydzień więc świętujemy zmartwychwstanie Jezusa, cały ten tydzień, a właściwie ostatnie osiem dni to w kościele jedno wielkie Święto, Kościół czyni tak, aby pokazać na sposób symboliczny, iż Zmartwychwstanie Jezusa jest najważniejszym świętem, iż jest Świętem, które się nie kończy. Osiem dni tego Święta oznaczały dla pierwszych chrześcijan zakorzenionych w greckim myśleniu symbolicznym wykroczenie poza ramy czasu, przekroczenie symbolicznej liczby siedmiu dni tygodnia i wkroczenie w wieczność. W ten to sposób pierwotne chrześcijaństwo chciało dać wyraz faktowi, że Jezus Chrystus wyrwał nas z logiki czasu, który nieuchronnie wiedzie ku śmierci, i że wprowadził nas w logikę nową, w logikę, gdzie Zmartwychwstanie panuje nad śmiercią. Być może znacie ten grecki mit, który mówi o bogu Chronosie pożerającym swoje dzieci. Makabryczny mit! Wyraża on jednak bardzo głęboką prawdę. Chronos oznacza w grece starożytnej po prostu czas, czas, który płynie niemiłosiernie i nieuchronnie przynosi ze sobą śmierć. Dla tych, którzy w Jezusa wierzą, rozpoczyna się wraz z Jego Zmartwychwstaniem nowe życie, nowa epoka, nowy świat.
W tym kontekście oktawy Zmartwychwstania przeżywamy dziś śmierć naszego ukochanego papieża, tak bardzo związanego z tym miastem, z tym miejscem i ze świętem Bożego Miłosierdzia, które sam ustanowił. To nie przypadek, że Bóg odwołał go do siebie w oktawie zmartwychwstania, w wigilię niedzieli Bożego Miłosierdzia. Bóg, który zawsze jest miłością miłosierną i dziś w tym fakcie przychodzi nam z pomocą. Pozwólcie, że przytoczę tu słowa papieża, które powiedział w czasie swej pamiętnej pielgrzymki w 2002 do młodzieży zebranej przed pałacem arcybiskupim na Franciszkańskiej: “Minęło 23 lata i mnie 23 lata przybyło i ci, którzy 23 lata temu byli tu pod tym oknem na Franciszkańskiej, mają też 23 lata więcej... Nic nie poradzimy... I Pietrek, co tu stoi, też mu te 23 lata przybyło. Nic nie poradzimy... Jest tylko jedna rada na to. To jest Pan Jezus. «Jam jest zmartwychwstanie i życie». To znaczy: pomimo starości, pomimo śmierci, młodość w Bogu...” Od wczoraj Jan Paweł II należy w pełni do tego świata młodości w Bogu, do świata życia wiecznego, który Jezus otworzył swym zmartwychwstaniem.
A my czy należymy też jakoś do tego świata, czy też stoimy pod starym prawem czasu, który nas niszczy fizycznie i duchowo, który rozwiewa nasze marzenia, często niweczy plany i czyni nas coraz starszymi, brzydszymi, coraz bardziej przygiętymi do ziemi? Są tylko dwie możliwości: albo wierzymy w Jezusa, w Jego Zmartwychwstanie i On wyzwala nas spod pręgierza czasu i śmierci, albo też, jak cały niegdysiejszy i współczesny świat walczymy rozpaczliwie z nieuchronnością rozpadu?
Czego to świat nie dokonywał i nie dokonuje, żeby obronić się przed tym niemiłosiernie płynącym czasem. Widać to wszędzie od zacisz domowych po instytuty naukowe, od starzejących się kobiet, które, jak mogą, ratują resztki dawnego wdzięku, chcąc być jak córki, albo nawet jak wnuczki, aż po klonowanie człowieka.
Dzisiejsza Ewangelia wskazuje nam na dwie postawy wobec Zmartwychwstania Jezusa. Obydwie te postawy są postawami uczniów Jezusa. Pierwsza postawa to postawa uczniów, którzy przyjmują Zmartwychwstałego i Zmartwychwstanie z ufnością i radością. Ewangelista Jan mówi: Uradowali się uczniowie ujrzawszy Pana.
Druga zaś postawa, to postawa sceptycyzmu i niewiary, której reprezentantem jest Tomasz. I Tomasz jest uczniem Jezusa, co więcej, należy do grona Dwunastu najbliższych Jezusowi. I Tomasz kocha Jezusa, ale ze Zmartwychwstaniem nie umie się zgodzić. On musi mieć dowody. Musi wszystkiego dotknąć, żeby się przekonać. Tomasz nie chce zawierzyć, tak jak to uczynili pozostali uczniowie. On ma swoje zasady, swój obraz świata, swój rozum i nie przyjmuje niczego, co doń nie pasuje. Tomasz stawia warunki: Jeśli nie zobaczę, nie dotknę, jeśli nie włożę palca w miejsce gwoździ, nie uwierzę...
Jak dzisiaj pośród chrześcijan rozpoznać te dwie postawy? Nie da się tego zrobić inaczej, jak patrząc na konkretne postawy życiowe współczesnych uczniów Chrystusa. Historia nauczyła nas manipulować słowami na własną korzyść. Życie jednak zawsze jest jednoznaczne. Dlatego na nie trzeba patrzeć. Wiary w Jezusa zmartwychwstałego nie da się ukryć. Ona od razu przekłada się na życie, a przekłada się w ten sposób, że widać w takim chrześcijaninie przynajmniej zaczątkowo postawy samego Jezusa, a więc postawy Jego miłości. Jeśli takich postaw nie widać, to bez wątpienia nie ma i tej wiary. Wiara w Jezusa Zmartwychwstałego, w miłość zmartwychwstałą, jest bowiem od razu życiem mocą Jego zmartwychwstania, jest życie Jego Duchem.
Jak reaguje Jezus na te dwie, różne postawy? Na obydwie reaguje miłosierdziem. Uczniom, którzy ufnie przyjmują Jego słowo udziela swego Ducha i posyła ich, aby głosili zbawienie i odpuszczali grzechy. Jak Ojciec mnie posłał, tak i ja Was posyłam..., Uczniowie wierzący w Jego zmartwychwstanie przedłużają działalność Jezusa w świecie, są znakiem zwycięstwa Jezusa nad grzechem i śmiercią i widać to od razu. Jakże mocno widać było to w papieżu Janie Pawle II i to do ostatnich chwil jego życia, kiedy sam umierając pocieszał swoich najbliższych współpracowników...
A co dzieje się ze sceptykiem Tomaszem? Jezus nie potępia go. Więcej nawet, spełnia jego wymagania - dostarcza mu żądanych dowodów. Ale Tomasz, kiedy staje przed Jezusem nie ma już ochoty na sprawdzanie, czy to aby rzeczywiście Zmartwychwstały, nie wkłada palców w miejsce gwoździ, jak to zapowiedział. Wyznaje jedynie z pokorą: Pan mój i Bóg mój. Sam widzi, jak bardzo się mylił.
Bracia i Siostry, Bóg szanuje wolność człowieka, człowiek może jak Tomasz stawiać Bogu warunki, może sprawdzać, żądać dowodów, może badać Słowo Boga i Bóg tego nie potępia. To święte prawo człowieka, każdego z nas, bylebyśmy Boga szczerze szukali, tak jak Tomasz. Ale droga Tomasza jest drogą uciążliwą, jest drogą wątpliwości i pustki, jest drogą kryzysów i upokorzeń, jest drogą cierpienia, cierpienia, zadawanego nie tylko samemu sobie, ale i innym, którzy z racji naszego powołania mają prawo oczekiwać od nas miłości. Jakże męczą się dzisiejsi Tomaszowie, a z nimi ich współmałżonkowie, ich dzieci i ludzie od nich zależni. Św. Augustyn, które przez dziesięciolecia chadzał po tomaszowych drogach wątpienia, będzie po nawróceniu powtarzał z żalem: Późno Cię pokochałem piękności tak dawna i tak nowa, późno Cię pokochałem... Jezus chce nam wszystkim oszczędzić tego straszliwego trudu błądzenia, wątpienia i szukania po omacku. Dlatego mówi: Błogosławieni - szczęśliwi, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Błogosławieni... Jezus proponuje nam wiarę dziecka, które zdaje się zupełnie na ojca. Powierzcie się zupełnie Ojcu i Jego Słowu, powierzcie się jego miłości i zostawcie wasze ludzkie kombinacje. One są może i dobre, bywa że i bardzo dobre, ale nie w kontakcie z Ojcem.
W tym miejscu, a w sposób szczególny w tym dniu staje nam przed oczyma Apostołka Bożego Miłosierdzia św. Siostra Faustyna Kowalska. To przedziwne, jak to święto Miłosierdzia Bożego i samo Boże Miłosierdzie związane jest ze Zmartwychwstaniem. Pan Jezus sam wybrał dzień tego święta - ostatni dzień oktawy Wielkanocy. Jak o tym zaświadcza Siostra Faustyna w swym Dzienniczku, domagał się tego wielokrotnie. Właściwie to Zmartwychwstanie Jezusa umożliwia dopiero objawienie się w pełni Bożego Miłosierdzia. Męka i śmierć Jezusa na krzyżu pokazała, jak potwornie grzeszny jest świat, jak niszczy miłość Boga, jak ją zabija. Męka i krzyż Jezusa to straszliwe oskarżenie dla świata. W Liście do Hebrajczyków czytamy, że krew Jezusa przemawia mocniej niż [krew] Abla, nieskończenie mocniej. A przecież krew Abla wołała o pomstę do nieba. Gdyby wszystko skończyło się na wielkim piątku, gdyby nie było zmartwychwstania, świat byłby przeklęty przekleństwem nieporównywalnie większym niż przekleństwo, które ciążyło na Kainie. Miłość by przegrała, a pozostałby tylko gniew i zemsta. Gdyby Bóg miał naszą naturę, gdyby był jak człowiek i chciał się zemścić za śmierć swego Syna, powinien świat zniszczyć. Pomyślcie, co wy byście zrobili, gdybyście mieli pełną władzę nad światem i ten świat tak by się wam sprzeniewierzył, że zabiłbym wam jedynego syna i to w tak okrutny sposób i to niesprawiedliwie. Jak my jako ojcowie czy matki zareagowalibyśmy na podobne bestialstwo. Co rodzi się w naszym sercu na taką myśl. Pewnie wielu z was ma teraz przed oczyma sceny matek i ojców niewinnie zamordowanych dzieci, w napadach, gwałtach, przez głupią zemstę za to, że ktoś nie oddał pożyczonych gier komputerowych, jak to kiedyś zdarzyło się tu w Krakowie. Jak nie mogą patrzeć na morderców swych dzieci i domagają się kary śmierci. Może i my sami myślimy: śmierć za śmierć. A jak w takiej sytuacji postąpił Bóg. On nie powiedział nikomu: patrz łotrze, masz jako dowód twojego grzechu martwe, zmaltretowane ciało mojego Syna, bądź przeklęty, giń, idź do piekła... Ale usunął sam ten dowód rzeczowy, usunął dowód zbrodni, nie ma martwego ciała Jezusa, grób jest pusty... On wskrzesił Jezusa i pokazał, że miłość Jego jest większa niż cała potworność grzechu, nawet najstraszniejszy. Od tego momentu krzyż, owszem, ukazuje straszliwe zło grzechu, ale z drugiej strony staje się dowodem mocy i miłości Boga. To drzewo hańby i zbrodni staje się drzewem chwały i zbawienia. Rany Jezusa jaśnieją blaskiem zmartwychwstania. To jest właśnie miłosierdzie, to jego najgłębsza istota. Ale na tym nie koniec. Ten Jezus zmartwychwstały przychodzi do swoich uczniów, niedowiarków, którzy zwątpili w Niego i się go zaparli, przebacza im ich grzech i, jak to widzimy w dzisiejszej Ewangelii, powierza im sakrament miłosierdzia, aby i oni mocą jego Ducha odpuszczali grzechy, czyniąc Kościół narzędziem swego miłosierdzia. W sposób szczególny widzimy to dziś, w to święto, owszem, święto nowe, ale też i bardzo stare, bo wyrażające najbardziej podstawową misję Kościoła od samego jego początku. Kościół ma objawiać miłosierną miłość Boga, jego najgłębszą naturę. Kiedy św. Jan mówi, że Bóg jest miłością, to ma na myśli tę właśnie miłość. Objawia ją Kościół naturalnie w sakramencie pojednania, który Jezus zmartwychwstały ustanawia właśnie w ósmy dzień po zmartwychwstaniu, ale byłoby to objawienie bardzo ograniczone, czy wręcz zrytualizowane, gdyby miłość ta nie objawiała się także w życiu chrześcijan. Wszyscy jesteśmy powołani, aby świadczyć o miłości miłosiernej, aby przebaczać grzesznikom, tam gdzie Bóg nas postawił. Miłość miłosierna kocha nawet nieprzyjaciół tzn. tych, którzy ją niszczą i zabijają. Tak czyni Bóg i do takich postaw wzywa i nas. Jezus daje nam swego Ducha, abyśmy grzechy odpuszczali - kochali miłością miłosierną. Jeśliby tej miłości w Kościele nie było, byłby on światu niepotrzebny. To jest jedyna racja jego istnienia, najważniejsza jego misja, w której nikt go w świecie nie zastąpi. I znów wzorem i przykładem jest nam tu Jan Paweł II, który przebaczył swemu niedoszłemu zabójcy. Jeśli ktoś mieni się chrześcijaninem, katolikiem, a nie ma w sobie tej miłości, przynajmniej w formie zaczątkowej, choćby w formie pragnienia i prośby o nią, jest hipokrytą, obłudnikiem - zakałą Kościoła.
Przedziwne jest to dzisiejsze święto. W ten ostatni dzień oktawy Zmartwychwstania Pańskiego objawiają się najdojrzalsze i najsłodsze owoce tego najważniejszego dla świata cudu - Miłosierna Miłość Boga - samo centrum Jego Serca - "atmosfera", którą oddycha Trójca Przenajświętsza. Nie przypadkiem mówi Jezus do siostry Faustyny: Święto to wyszło z wnętrzności miłosierdzia mojego i jest zatwierdzone w głębokościach zmiłowań moich.
Może jednak dla kogoś z was z jakichś racji mocniej brzmią dziś nie tyle słowa o odpuszczeniu grzechów, a te drugie, które Jezus dodaje: Którym grzechy zatrzymacie, są im zatrzymane. A wiecie, Bracia i Siostry, komu Kościół zatrzymuje grzechy? Tylko tym, którzy tych grzechów nie chcą porzucić, którzy dalej chcą iść swoimi grzesznymi drogami, którzy tak naprawdę sami zatrzymują swe grzechy, a sakrament Bożego Miłosierdzia chcą wykorzystać dla jakichś swoich celów, np. poprawy swego samopoczucia, albo pokazania się ludziom. Lecz jeśli ktoś nawraca się, odrzuca swe grzechy i pragnie od tej chwili iść drogami Bożymi, nawet gdyby był największym grzesznikiem, ma otwartą szeroko bramę Miłosierdzia. Siostra Faustyna stwierdza zdecydowanie w swym Dzienniczku: Bóg nikomu swego miłosierdzia nie odmówi.
Bracia i Siostry, dziękujemy dziś Bogu za cuda Jego miłosierdzia. Dziękujemy Mu za św. Siostrę Faustynę, za Ojca Świętego Jana Pawła II, za to Święto Bożego Miłosierdzia i za to sanktuarium i prosimy go usilnie: Panie, nie daj nam wątpić o twej miłości, nigdy nie wątpić o Twej miłości - zawsze być z Tobą - zawsze młodym, zawsze dzieckiem w Tobie...
Amen