Kierownictwo czy(li) towarzyszenie duchowe
Do tej pory zawsze spotykałem się z psychologicznym uzasadnieniem kierownictwa, czy jak teraz chętniej się mówi, towarzyszenia duchowego. Jest to przekonanie zupełnie zgodne z duchem naszych czasów, które akcentują rolę nauk szczegółowych, a do takich przecież chce się zaliczać współczesna psychologia. Problem jednak w tym, że człowiek to coś/ktoś więcej niż jego psyche i psychika. Dostrzegają to i niektórzy psychologowie z Victorem Franklem na czele. Samo kierownictwo, czy towarzyszenie duchowe ma znacznie głębsze podstawy niż może dać psychologia, choć z drugiej strony musi też psychologię i prawidła ludzkiej psychiki uwzględniać a to na tej samej zasadzie, jak psycholog i kierownik duchowy muszą liczyć się lekarzem. Człowiek bowiem jest jednością i wszystkie jego wymiary: cielesny, psychiczny i duchowy wpływają wzajemnie na siebie. Jednakże kierownictwo czy towarzyszenie duchowe, jak wskazuje na to sama jego nazwa, zajmuje się ludzkim duchem, czyli tym wymiarem człowieka, który otwiera i uzdalnia go na relację z Bogiem. Redukcja tegoż wymiaru do wymiaru psychologicznego jest nie tylko nieuprawniona, ale i niebezpieczna. Nie jest przypadkiem, że właśnie w naszych czasach nacechowanych takim właśnie redukcjonizmem - niestety także pośród niektórych przedstawicieli Kościoła - wielu ludzi szuka zaspokojenia swego głodu duchowego w sektach. Z przykrością przyznać trzeba, że kierownictwo czy towarzyszenie duchowe nie jest nazbyt popularne w szerokich kręgach duchowieństwa i zdarza się, że ludzie szukający duchowej pomocy u księdza bywają odsyłani do psychologa, choć właściwym sposobem byłoby oświetlenie ich życia Słowem Bożym, czego zresztą świadomie, czy podświadomie oczekują. Aż prosi się, aby w tym miejscu zacytować opinię jednego z najwybitniejszych teologów XX wieku, o. Henri de Lubaca SJ, człowieka, który odegrał wielką rolę podczas Soboru Watykańskiego II o niedostatkach psychologii w tym względzie. Pisze on: Czysta psychologia nie jest zdolna, w każdym razie w najsubtelniejszych przypadkach, do wykrycia różnicy pomiędzy tym, co autentyczne a tym co tandetne, pomiędzy rzeczywistością duchową a iluzją. Przytłacza jedno i drugie, wspaniale nad nimi tryumfując. Myli upojenie alkoholowe lub narkotyczne z upojeniem Duchem Świętym.
Kierownictwo czy towarzyszenie duchowe ma swe głębokie teologiczne, a więc duchowe właśnie podstawy. Chrześcijaństwo bowiem, podobnie zresztą jak pień, z którego wyrasta czyli judaizm, jest religią relacji, koniecznie dodać tu trzeba, iż jest to religia relacji, które inicjuje Bóg. Od samego początku Bóg buduje relacje z człowiekiem, najpierw przez stworzenie, a kiedy ta pierwsza relacja została od strony człowieka zerwana poprzez grzech, Bóg szuka człowieka i leczy jego rany po przez objawianie swej miłości. Cała historia zbawienia niczym innym nie jest, jak właśnie budowaniem relacji między Bogiem a człowiekiem.
Już więc w Starym Testamencie Bóg buduje relacje ze swym ludem poprzez wybranych ludzi. W szczególnych sytuacjach są to aniołowie, którzy przybierają postać ludzką. Wyjątkowo pięknie widać to w Księdze Tobiasza. Archanioł Rafał staje się towarzyszem drogi młodego Tobiasza, pomagając mu i doradzając w przełomowych momentach jego wędrówki, a czyni to z taką delikatnością i dyskrecją, że Tobiasz nie tylko nie odbiera jego roli jako "kierownika", ale widzi w nim przyjaciela. W tym sensie archanioł Rafał staje się wzorem kierownictwa, czy raczej towarzyszenia duchowego.
Szczytem budowania relacji Boga z człowiekiem jest Nowy Testament i objawienie się Boga w Jezusie Chrystusie. Fakt, że Bóg stał się człowiekiem i był do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu jest początkiem nowej epoki, owszem, przygotowanej przez prawo i proroków, ale absolutnie nieprzewidywalnej. To, co Jezus mówi i czyni daje zawiązek nowego typu relacji z Bogiem i pomiędzy ludźmi. Objawienie się Boga w Jezusie czyni jasnym, że nie ma prawdziwej relacji z Bogiem bez ludzi i nie ma prawdziwych relacji międzyludzkich bez Boga. I tak jak gwarancją i weryfikacją prawdziwej relacji z Bogiem jest relacja z człowiekiem, tak też gwarancją i weryfikacją prawdziwej relacji międzyludzkiej jest relacja z Bogiem. Uczniów Chrystusa poznaje się, owszem, oni sami siebie poznają, po ich wzajemnych relacjach, ale też relacje te możliwe są tylko dzięki Chrystusowi, dzięki trwaniu w Nim. Ten szczególny splot relacji bosko-ludzkich jest fundamentem kierownictwa, czy towarzyszenia duchowego w Kościele.
Nie jest rzeczą możliwą, aby być chrześcijaninem - samotnikiem, izolującym się od innych. To aberracja! Może zarzuci mi tu ktoś, że przecież byli Ojcowie Pustyni - pustelnicy, którzy żyli zupełnie samotnie. To prawda. Ale to właśnie oni odkryli wartość i istotę kierownictwa czy towarzyszenia duchowego, to oni właśnie praktykowali kierownictwo duchowe w najczystszej postaci, to ich dialogi, rozpoczynające się najczęściej od słów: Abba, powiedz mi słowo..., są kopalnia wskazań i rad duchowych. Wystarczy poczytać Opowieści Ojców Pustyni, aby się o tym przekonać.
Po co chrześcijanin potrzebuje drugiego chrześcijanina, po co mu towarzysz duchowy? Odpowiedź znajdujemy już w zacytowanej powyżej formule wstępnej pytań Ojców Pustyni. Zacytujmy tu jednak jeszcze D. Bonhoeffera, który w swej książce Życie wspólne daje taką odpowiedź: Chrześcijanin potrzebuje chrześcijanina, który mówi mu Słowo Boże... Potrzebuje brata, jako nosiciela i głosiciela słowa zbawienia. Chrystus we własnym sercu jest słabszy niż Chrystus w słowie brata, pierwszy jest niepewny, drugi pewny. Jest to odpowiedź nie tylko trafna i zgodna z wielowiekową tradycją, ale bardzo piękna i z tej racji, że udziela jej protestant. Protestantyzm bowiem odrzucił wszelkie rodzaje pośrednictwa, także kierownictwa duchowego, na rzecz bezpośredniego kontaktu z Bogiem.
Wiara rodzi się z przepowiadania - pisze św. Paweł, czy gdzie indziej: jakże mogliby uwierzyć, gdyby im nikt nie głosił? Taka jest fundamentalna struktura rodzenia się wiary i jej wzrostu. To głoszenie jednak tylko do pewno stopnia rozwoju może mieć charakter publicznych kazań czy katechez. Na pewnym etapie musi przejść na poziom kontaktu indywidualnego. Pokazuje nam to sam Pan, kiedy po swym zmartwychwstaniu dołącza się jako przechodzień do uczniów uciekających do Emaus i w drodze Pisma im wyjaśnia. I nie czyni tego teoretycznie, robiąc im wykład z egzegezy, ale tak że ich serca pałają, to znaczy, że na nowo w ich sercach pełnych zwątpienia i udręki rodzi się wiara. Na pewnym etapie rozwoju duchowego nie można iść dalej, jeśli ktoś nie ogłosi mi Słowa Bożego celnie trafiającego w moją konkretną, niepowtarzalną sytuację walki duchowej i związanych z nią trudności i wątpliwości.
Życie chrześcijańskie prowadzone na serio, w każdym powołaniu, w sposób nieunikniony staje się walką duchową. Dopóki jest to walka z pokusami do grzechu, to sprawy są jeszcze jasne, choć wcale nie znaczy, że łatwe i że tu nie jest potrzebnym towarzysz duchowy. Gdy jednak osiągnie się ten etap, że człowiek wyklucza się jakikolwiek grzech - nawet lekki - jako metodę radzenia sobie w życiu, zły duch zmienia metodę. Jak wspomina o tym św. Paweł, przybiera on postać anioła światłości i zaczyna kusić zachęcając do myśli, słów i czynów dobrych, a niekiedy nawet wspaniałych, takich jednakże, które po jakimś czasie sprowadzają na złe drogi. Na tym etapie konieczny jest doświadczony kierownik czy towarzysz duchowy.
Bardzo dziwią nas niekiedy głośne upadki, czy kryzysy ludzi, którzy byli zaawansowani na droga Ducha, sami może byli kierownikami duchowymi, czy autorytetami dla wielu. Najczęściej kryje się za tym bardzo subtelna taktyka złego ducha, której oni sami nie byli w stanie rozpoznać, a jakichś racji, czy to własnej pychy, czy lękliwości nie otworzyli się w prostej szczerości na towarzysza duchowego. Nikt nie ogłosił im Słowa Bożego na ich konkretną sytuację, które egzorcyzmuje złego ducha i ujawnia fałszywą jego światłość. Zanim się spostrzegli, ta początkowa światłość okazała się ciemnością i znaleźli się w pułapce.
Zły duch jest świetnym psychologiem i metodami psychologii, samodyscypliny czy wiedzy ludzkiej z nim się nie wygra. Jedynie Duch Boży - Boże Słowo - miesza mu szyki, jedynie On/Ono pozbawia go mocy. Tylko Jezus odniósł nad nim zwycięstwo. Stąd jest rzeczą tak kapitalnej wagi, abyśmy mieli tych, co nam ogłoszą Jego Słowo i to w taki sposób, w jaki w danej sytuacji tego potrzebujemy.
I jeszcze jedno na koniec: kierownictwo, czy towarzyszenie duchowe? Do niedawna używano w języku polskim tylko słowa kierownictwo, teraz wzorem zachodnim coraz częściej pojawia się słowo towarzyszenie. I jedno i drugie ma swoje zalety i wady. Dzisiejszy człowiek, nasycony mentalnością liberalizmu, jest niezwykle czuły na kwestię wolności i jakiegokolwiek jej ograniczania, stąd też słowo kierownictwo drażni go i wolałby słowo towarzyszenie. Z drugiej strony owa rzeczywistość, o której mowa, musi opierać się na pewnej dozie zaufania i posłuszeństwa. Naturalnie chodzi tu o posłuszeństwo wynikające z zaufania. Nie jesteśmy panami waszej wiary, ale współpracownikami waszej radości - pisze św. Paweł, co jednak nie przeszkadza mu dawać Rzymianom bardzo konkretnych zaleceń. Jeśli więc kierownictwo, to takie, które w niczym nie narusza wolności drugiego, a jeśli towarzyszenie, to takie, które nie boi się konkretnych wskazań i uwag, które czasem mogą sprawiać nawet ból.